Miło mi Cię powitać w moim małym świecie :)


Miło mi Cię powitać w moim małym świecie :) W mojej Krainie Szczęśliwości...


niedziela, 28 października 2012

Skrzyneczka :)

 
 
 
W rozpaczy spowodowanej faktem, że w samochodzie może na raz zepsuć się tyle rzeczy (skąd brać czas i pieniądze na naprawę tego wszystkiego???) wybrałam się na targowisko.
Kupiłam jabłka na szarlotkę (wyszła pyyychaaa!), warzywka i drewnianą skrzynkę... za 4 zł.
 

 

Niezwłocznie wzięłam się za jej malowanie (w końcu godzina gratis na coś się musiała przydać ;)), poczekałam aż wyschnie i zaczęłam kombinować...
 
 

 
 
Najpierw stała tak. Ustawiłam pod nią szklane butelki, ale potem koncepcja uległa zmianie.
 
 


 
 
I butelki trafiły do środka :)
 
 
 

W zwiazku z tym od wczoraj w przedpokoju mam taką durnostojkę.
Po co ?
 
Na poprawę tego depresyjnego humoru !
Pędzel i farba w dłoni jakoś zawsze mi go poprawiają. Stop! One powodują, że ja przez moment się odmóżdżam i zapominam o tym wszystkim złym co tylko mnie się może przytrafić ;)
 
 

 

Czy humor naprawdę trwale mi się poprawił ?
No niekoniecznie. Ilość niepowodzeń przypadających na jednego człowieka okazała się - w moim przypadku - nadzwyczaj duża :(
 
Wszystko jest nie tak, a ja już nie wiem co robić :(
Nie pomogły nawet pomarańczowe świeczuszki rozsiewające po całym M świąteczne aromaty.
 
 
 
 
Durnostojka pozostanie, a humor - zły humor - mam nadzieję, że odejdzie precz.
Limit nieszczęść chyba już wyczerpałam, oby było już tylko lepiej, bo kolejnego pecha nie zniosę, nie udźwignę.
 
 
 
 
Kolory nadziei utrzymują mnie teraz przy życiu i powodują, że jeszcze nie całkiem odchodzę od zmysłów (a tylko troszeczkę).
 
 

 
 
Miłego tygodnia mimo wszystko :*
 
 

 

wtorek, 23 października 2012

Włoska przekąska :)

 
Na ciepło, na chrupko - po prostu mniam !
Bruschetty w moim wykonaniu są niezwykle proste i szybkie (ale to żadne odkrycie, bo chyba z założenia mają właśnie takie być ;))
 
Smakują mi bardzo i lubię je robić :)
 
A co potrzebujemy do ich przygotowania ?
 
Świeże ciabatty (lubię te z Lidl'a)
Pomidorki w puszce (bez skórek)
Ser długodojrzewający
Oliwa z oliwek
Czosnek
Rozmaryn
Bazylia
Sól, pieprz
 
 



 

 
Przekrojone ciabatty skrapiamy oliwą i przypiekamy w nagrzanym do 200 stopni piekarniku.
W tym czasie gotujemy z odrobiną oliwy pomidorki w rondelku, dodajemy przeciśnięte przez praskę dwa ząbki czosnku, sól, pieprz (do smaku) oraz świeży rozmaryn (może też być oregano).
 
 
 

Podduszone pomidorki rozdrabniamy widelcem i nakładamy na nasze chrupiące grzaneczki.
Na wierzchu układamy płatki serka oraz świeżą bazylię :)
Można również posypać świeżo zmielonym pieprzem.
 
 

 
Gotowe :)
 
Smacznego !
 
 



niedziela, 21 października 2012

Łowy z pchlego targu ze szczyptą mięty :)

 

Przepiękny weekend już za nami, było słonecznie, cudownie, ciepło i pozytywnie, choć zdecydownie nie był to leniwy, relaksacyjny weekend.
 
Wykorzystując ostatnie ogrzewające promyki słońca wysprzątałam balkon (pozbyłam sie już wszystkich roślinek ze skrzynek, wyszorowałam balkonowe okno, poodkurzałam sztuczną trawkę i cóż - szykujemy się na tę mniej słoneczną część jesieni). Na koniec ogarnęłam też resztę mieszkanka.
 
Przemyłam meble kuchenne, a na stole zagościło kilka świeżych, miętowych akcentów (m.in. podkładki z Nanu-Nana oraz miseczka z Mintyhouse :))
 
Jest to jakiś sposób na walkę z szarugą za oknem, nieprawdaż?
 
 
 
 
A więc i u mnie jest teraz troszkę minty ;)
 
 

 
 
Słoneczna, trzecia niedziela miesiąca oznacza tylko jedno - będzie mnóstwo ludzi na targu staroci !
I tych sprzedających i tych kupujących.
 
 
Nie mogło tam zabraknąć i mnie. Porwałam mamę i łaziłyśmy i łaziłyśmy...
Oczywiście zarzekałam się, że nic nie kupię ;)
I tak oto przytargałam do domu kilka rzeczy :)
 
***
 
Nikomu - wydawałoby się - niepotrzebny, ale fajnie wyglądający klucz, który.... jednocześnie jest otwieraczem i korkociagiem :)
 
 
 
Sprytnie, co ? ;)
 
 
 
Młynek do pieprzu, z którego cieszę się bardzo bardzo... Dawno już szukałam w sklepach fajnego, drewnianego młynka i nic. Albo ogromne, albo koszmarnie drogie, a tu ! Jest !
Łup za wynegocjowane 20zł z nowiuteńkim wewnętrznym mechanizmem, bo - jak to pan powiedział - "widzę, że Pani jest prawdziwą fanką takich przedmiotów!"
 
Fanką ? Dobre sobie ! Fanatyczką !
 
 

 
Tak mi się podoba, że chyba zrobię wyjątek i go nie przemaluję, albo jeszcze nie teraz... nie wiem sama... co myślicie ?
 


 
 
 
Do mojej torby trafiły też dwie butelczynki, do których pasowały moje koreczki :)
 
 
 
 
Pan sprzedajacy był już "cieplutki", bo po winku mu chyba słoneczko przygrzało i gdy zapytałam ile za jedną powiedział, że piątka.
Na to ja, że biorę dwie za 6zł i.... mam ! :)
 
 
 
 
Poza kluczykiem wszystko już zostało wykorzystane i/lub zagospodarowane, a wcześniej solidnie wyszorowane :)
 
 
 
 
Buteleczki pełne aromatycznej oliwy z oliwek - pierwsza z suszonymi papryczkami chilli i świeżym czosnkiem, a druga z rozmarynem i oregano. Mmmmm jak pachną !
 
 
 
 
Polecam każdemu. Ja najczęściej używam ich do włoskiej bruchetty (kocham!!!!) - może niebawem wrzucę swój przepis na tę cudowną, aromatyczną przekąskę ? :)
 
 

 
 
Jeszcze rzut oka na moją kuchnię, która z czasem nabiera coraz więcej kolorowych akcentów :)
 
 


 
 
Miłego tygodnia !!!!!!!! :)


PS Zachęcam Was też z całego serca do zajrzenia na bazarek na rzecz Leosia - znajdziecie tam m.in. świece, książki, laleczki kolejkcjonerskie, torebki - wszystko za grosik.
 
 



wtorek, 16 października 2012

Drożdżowe ślimaczki

Od jakiegoś czasu zmagam się z materią ciasta drożdżowego i... nareszcie coś mi z niego wyszło ! Szok  ;)
Chodziły za mną kilka dni, powoli - jak to ślimaczki.
Zabrałam się za nie również w ślimaczym tempie
i niezbyt entuzjastycznym nastroju pt. "zaś nie wyjdzie...." ;)
A tu co ?! Ku zaskoczeniu memu - wyszły !
Przepis wzięłam STĄD, ale musiałam go lekko zmodyfikować, żeby nie było za prosto
(nie wiem czy wiecie, ale wtedy jest większe prawdopodobieństwo, że "zaś nie wyjdzie..." ;))
Zgodnie z przepisem zrobiłam zaczyn, który sobie "dojrzewał", podczas gdy ja...


...zabrałam się za budyń (oczywiście nie miałam 80g tego tam "creme fraiche",
więc wymieszałam śmietanę 18% - a dokładnie 2 czubate łyżki
- z odrobiną skondensowanego melczka do kawy :))
Budyń z rodzynkami wyszedł taki dobry, że musiałam trochę zjeść
(ale przecież widziałam, że jest go zdecydowanie za dużo ;))
Miałam też w lodówce 2 łyżki konfitury malinowej :)

Naszykowałam więc wszystkie składniki, dodałam do zaczynu,
wyrobiłam ciasto, a potem nawet trochę wyrosło :)
Wysmarowałam blachę oliwą, wyłożyłam na nią ciasto i rozwałkowałam
(mam tylko taki mały wałeczek z rączką), resztą już jak w przepisie
- a więc ciacho przykryłam warstwą budyniu, przez środek przeciągnęłam też malinki
i zwinęłam jak roladę (dobrze się zawija gdy ciasto ma pod spodem oliwę,
bo absolutnie nic nie przykleja się do podłoża).

Na drugiej blaszce rozłożyłam papier do pieczenia i układałam gotowe ślimaczki
(czyli pokrojoną "na kromki" roladę)  w sporych odstępach
(należy pamiętać, że podczas pieczenia mocno wyrosną).


Na tym etapie nie prezentują się one zachwycająco, ale za to potem w piecu :)
Mhhhh.... rosną aż miło !

A jak obłędnie pachną !
***
W sumie upiekłam dwie blachy (12 ślimaczków) - jedna po drugiej :)





Po wystudzeniu lukierek i... gotowe !






Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...